Szukaj
Close this search box.

Redaktorzy i redaktorki – bestiariusz

Mało który autor może liczyć na takie wartościowe porady, jakie otrzymał Karol Marks od swojej matki, Henrietty Pressburg*. Dlatego dobry redaktor to skarb tak dla autora, jak dla wydawnictwa. Niemniej oddając swój tekst w ręce redaktora, zawsze trzymaj rękę na pulsie. Redaktorzy to tylko ludzie. Choć nie każdy autor – po bataliach, jakie przyjdzie mu stoczyć w drodze do wydania – przystałby na pomysł, by klasyfikować nasz gatunek wojowników kałamarza jako sapiens! Dlaczego tak się dzieje?

🖋 Wiedzą wszystko najlepiej

Na samym początku trzeba to jasno i otwarcie powiedzieć: prawdopodobnie nie ma bardziej zadufanej w sobie grupy zawodowej niż redaktorzy. Ten problem dotyka jednak nie tylko ich – borykają się z nim także nauczyciele i naukowcy. Jednakże to redaktorzy najczęściej występują w roli krytykantów tych drugich, gdy przychodzi im poprawiać ich teksty, a chciałoby się rzec – ich samych. I w tym zasadza się problem – czysto ludzki problem. Praca redaktorów polega na ciągłym poprawianiu, na ulepszaniu, na zwracaniu uwagi itd. Nic więc dziwnego, że wydaje im się, że reprezentują wybitne cechy osobowe (skoro wiedzą lepiej od profesora, gdzie stać powinien przecinek). Ale mimo że to problem iście ludzki, to jednak skażony klasyczną zagadką „jajko versus kura”. Otóż, czy to wybitna zarozumiałość jednostek popycha je do pracy redaktorskiej, czy może praca wpędza je w to arcyniemiłe otoczeniu usposobienie?

🖋 Z łatwością i bezrefleksyjnie krytykują

Każdy jest głupi, tylko nie oni. Redaktorów charakteryzuje zjawiskowa wręcz tendencja do obrzucania innych obelgami. Czasami są to obelgi wypowiadane wprost, a czasami zawoalowane. Z łatwością przychodzi im stwierdzenie, że ktoś jest głupszy tylko dlatego, że nie przeczytał jakiejś książki albo że nie wie tego samego co oni. Dodatkowo, stale, niczym mantrę, powtarzają, że autorzy źle piszą, że jakość publikowanych tekstów spada, że kiedyś było lepiej, a teraz jest gorzej itd. Ma to swoje uzasadnienie, jednak zamiast gadać, powinni pracować – ich praca przecież polega na robieniu dobrego ze złego. A co więcej, dobry tekst i świetnie piszący autor często potrzebują wsparcia (zupełnie innego niż rutynowe), którego większość redaktorów nie potrafiłaby zapewnić.

🖋 Nie doceniają pracy innych osób

Ponieważ ich praca polega przede wszystkim na wyszukiwaniu niedoskonałości, często nie dostrzegają wkładu i pracy autorów. Na przykład, ogromna praca intelektualna może być ubrana w zły styl pisarski, a lata wyrzeczeń i poświęceń w coś, co na pierwszy rzut oka wydaje się mizernym truizmem. Jednak tutaj redaktorzy nie są osamotnieni. Tym złudzeniom ulegamy wszyscy.

🖋 Wtrącają się w pracę współpracowników

Ten punkt wiąże się z poprzednimi. Redaktorzy wtrącają się nie tylko w pracę autorów, ale także w pracę grafików, łamaczy i drukarzy, uzurpując sobie prawo bycia królem książki, nad którą pracują. Zdaje im się – o czym była już mowa – że znają się na wszystkim. Wiedzą więc, jak powinna wyglądać okładka, jaka interlinia nie męczy wzroku, czemu szef źle zarządza i jakie są powody niskiej sprzedaży. Na każdy z tych problemów mają oczywiście swoje genialne rozwiązanie. Niepoparte jakąkolwiek wiedzą i praktyką.

🖋 Za dużo pracują

Pracoholizm to typowe schorzenie psychiczne redaktorów. Pracują za dużo, a to prowadzi do pogorszenia się jakości ich pracy. Wynika to najczęściej z dwóch przyczyn: 1) zbyt niskich stawek za pracę nad tekstami (im więcej się na siebie weźmie, tym więcej się zarobi) oraz 2) z mylnego przeświadczenia, że mózg się nie męczy i „można jechać do oporu”. Na oba te punkty nie ma lekarstwa. Jeśli stawki będą wyższe, to przecież nadal można pracować tak samo dużo – zarobi się wtedy jeszcze więcej. Jeśli podpisze się lojalkę z konkretnym wydawnictwem na pracę na wyłączność, to i tak można pracować w szarej strefie po godzinach. Zarwaną noc można odespać, relacje z rodziną naprawić, a mięśnie pleców rozciągnąć. Robot redaktor, gdzie liczy się akord.

🖋 Nie dyskutują o błędach, które popełnili oni lub ich współpracownicy

Ponieważ są zbytnio przywiązani do obranych dawniej zasad językowych i pracują według utartych schematów, zdaje im się, że ich praca nie powinna podlegać dyskusji. Często też nie dyskutują, ponieważ zajęci są przewalaniem kolejnej tony tekstu. Dyskusja to strata czasu i pieniędzy. Nie rozmawiają też ze swoimi bliskimi współpracownikami, nie wysyłają im swoich uwag. Ze świata wydawniczego zniknęła dyskusja między redaktorem i korektorem. Czasami dlatego, że nierzadko jest to jedna i ta sama osoba, a czasami dlatego, „żeby nie robić problemów, bo potem i mi zrobią”. Każdy natomiast czuje się mocny w gębie za plecami swoich kolegów, a szczególnie wśród laików.

Przerwa na reklamę! Jeśli doceniasz to, co robimy, możesz wesprzeć nas drobną kwotą na https://buycoffee.to/tnsa Zebrane pieniądze przeznaczamy na wydanie wartościowych i potrzebnych książek. Dziękujemy!

🖋 Niedorozwinięci czytelnicy „jednego podręcznika”

Ponieważ teksty to poligon doświadczalny nie tylko dla młodych redaktorów, ci starsi i bardziej doświadczeni uważają, że z gruntu nie ma potrzeby się doszkalać. Ciało raz wprawione w ruch porusza się bezustannie, a świat się nie zmienia. Nie trzeba się doszkalać, czytać, a być może nawet myśleć. A gdy czegoś nie wiadomo, to na to jest prosta i szybka recepta: „Edycja tekstów” Adama Wolańskiego. I o ile podręcznik ten jest bardzo przydatny, o tyle stał się w pewnym momencie niepodlegającą refleksji biblią redaktorów i chyba jedyną zawodową książką, którą mieli w dłoniach. Co więcej, idealnie nadaje się do kłótni – ale tylko wtedy, gdy znajdzie się w nim potwierdzenie swoich tez. W innym wypadku chowa się go głęboko do szafy i mówi, że „są różne zasady” albo „dzisiaj można robić, jak się chce”. O, wyrachowany postmodernizm!

Tyle grzechy. A może pokusimy się o małą, humorystyczno-zaczepną, typologię tych zjaw siedzących przy biurkach i łypiących wybałuszonymi gałami zza sterty papierów? 📚 Idąc do wydawnictwa, zawsze masz bowiem do czynienia z którymś z przedstawionych poniżej gatunków kałamarzowej chupacabry.

🖋 Kłótliwi

Ich misją jest po prostu zbawienie świata. A gdy to się uda, wezmę się za coś bardziej ambitnego. Ten typ redaktorów ma to do siebie, że za wszelką cenę chce narzucić swoją rację, nawet jeśli leży ona pośrodku (co dzieje się najczęściej). Autorów traktują z góry, współpracowników również. Ale… Mimo fatalnego charakteru, często są oddani swojej pracy, walczą o jakość i nierzadko kłócą się nie bez powodu. Taki rumak wymaga jedynie dobrego jeźdźca, który go okiełzna. Wydaje się nawet, że rozbujałe ego tych redaktorów jest pokłosiem braku rzetelnej dyskusji i krytyki ze strony bardziej doświadczonych adeptów sztuki edytorskiej. Czy to nie paradoks, że ci specjaliści od języka nie potrafią trzymać go za zębami?

🖋 Wycofani

Znudzeni pracą, nierozwijający się, niedoszkalający, redaktorzy bez polotu i finezji. Jednakże wykonujący swoją pracę szybko i akceptowalnie. Nie wnikają w tekst, nie kłócą się. Czasami wygląda to tak, jakby ich tam nie było. Podobno amerykańscy naukowcy opracowali program komputerowy, który udaje wycofanego redaktora. Nikt jednak do tej pory nie wie, czy działa, czy może się po prostu zawiesił. Wszyscy są natomiast pewni, że liczy na wypłatę i weźmie każde kolejne zlecenie.

🖋 Niedoświadczeni

Zwykle bardzo ambitni, pracowici, zgadzają się na każde warunki. Przez co zaharowują się na śmierć bez potrzeby i z niekorzyścią dla książek. Co oczywiste, popełniają liczne błędy, mniejszego i większego kalibru. Często, gdy obrosną w piórka, stają się kłótliwi. Ich cechami rozpoznawczymi są: dogłębne oranie tekstu, wielokrotne poprawianie z dobrego na lepsze, narzucanie własnego stylu autorom i zachowania typu grammar nazi. Teksty autorów to dla nich poligon doświadczalny.

🖋 Starzy

Są jak stary kuter, który mimo rdzy i dziur, wskazujących na to, że już dawno powinien się rozpaść i zatonąć, dalej prze do przodu. W swoim życiu widzieli już wszystko – znakomite publikacje i „takie rzeczy – tzn. książki – że jeszcze im wstyd”. Znają każdy typ autora, są sumienni, pracowici. Jednakże lata pracy utrwaliły w nich pewne zachowania i przyzwyczajenia, których nie sposób ruszyć nawet wołami. Jeśli więc „pisze się lub robi tak, a nie tak”, to nikt – nawet Święty Profesor Miodek! – nie ma tyle uroku i mocy, by zburzyć ten mur nieprzejednania. Nie przegadasz.

🖋 W sile wieku

Wydawać by się mogło, że ci są najlepsi. Niestety, bycie redaktorem to ciągła zmiana, ciągłe rozwijanie się i ciągłe kostnienie przyzwyczajeń wraz z rosnącym doświadczeniem. Redaktorzy w sile wieku zwykle więc łączą wady wszystkich (tak!) wymienionych wyżej typów – pojawiają się one jednak nie w aż tak zintensyfikowanej formie. A więc raz są kłótliwi, kiedy indziej wycofani, czasami jeszcze czegoś nie wiedzą, a czasami mają swoje „przyzwyczajenia nie do ruszenia”. Bóg jeden wie, na co się kiedy trafi.

Na koniec. Autor tego tekstu popełnił wszystkie wymienione tutaj grzechy. W niektórych też nadal trwa. I nie jest z tego dumny. Oj, nie.

Jeśli doceniasz to, co robimy, możesz wesprzeć nas drobną kwotą na https://buycoffee.to/tnsa Zebrane pieniądze przeznaczamy na wydanie wartościowych i potrzebnych książek. Dziękujemy!

* Karol Marks w liście do Fryderyka Engelsa z 30 kwietnia 1968 roku pisał: „Wenn jener preußische Lieutenant zu Dir sagte: 'Schon 20 Jahre im Dienst und immer noch Lieutenant’, so kann ich sagen: Ein halbes Jahrhundert auf dem Rücken und immer noch Pauper! Wie recht meine Mutter! 'Wenn die Karell Kapital gemacht hätte, statt etc.!’” („Tak jak ten pruski porucznik powiedział do Ciebie: 'Już od 20 lat jesteś w służbie, a nadal jesteś porucznikiem’, tak i ja mogę powiedzieć o sobie: pół wieku na karku, a dalej żyję jako nędzarz! Rację miała moja matka! „Gdyby tylko Karol dorobił się kapitału, zamiast… [o nim pisać – przyp. D.N.] etc.’”). Gwoli ścisłości. David McLellan, pisząc o tym w swojej książce, Karl Marx. A Biography nieco naciąga fakty i zapewne nie sprawdził podawanych przez siebie (i za kimś?) informacji, bo pisze: „The next year, on his fiftieth birthday, he bitterly recalled his mother’s words, 'if only Karl had made Capital, instead of just writing about it’”. Tak naprawdę Marks pisał te słowa 6 dni przed swoimi urodzinami (30 kwietnia, nie 5 maja) i nie wspomniał o tym, co zwykle się dodaje, czyli „…zamiast tylko pisać o tym” („…instead of just writing about it”). Ponadto w książce McLellana przypis prowadzi do wielotomowej Die Marx-Engels-Werke, do tomu XXXI, natomiast list ten znajduje się w tomie XXXII, dokument 39, s. 75: https://web.archive.org/web/20170704093840/http://www.dearchiv.de/php/brett.php?archiv=mew&brett=MEW032&menu=mewinh

Źródło obrazu: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:AberdeenBestiaryFolio009rPantherDetail.jpg

ArtistUnknown artist
AuthorUnknown author
TitleFolio 9 recto of the Aberdeen Bestiary, the Panther (Detail)
Date12th century
Mediummanuscript
CollectionAberdeen University Library
Current locationAberdeen, Scotland, UK
Source/Photographerhttp://www.abdn.ac.uk/bestiary/comment/65v.hti

Spis treści

Jeśli doceniasz to, co robimy, możesz wesprzeć nas drobną kwotą na https://buycoffee.to/tnsa Zebrane pieniądze przeznaczamy na wydanie wartościowych i potrzebnych książek. Dziękujemy!